Podróże po Europie

MÓJ ADRES... CAŁY ŚWIAT !

Mediolan - Brzydkie miasto pięknych ludzi?

Chcesz jechać do Włoch? – zapytał pewnego dnia szef. Chorego pytają! Pewnie, że chcę. – Rzym? Florencja? – zapytałam z nadzieją. Gdy usłyszałam odpowiedź, mina mi zrzedła. – Mediolan? To brzydkie miasto, a ja piszę tylko o pięknych!

Jednak nie protestowałam – służbowy wyjazd na trzy dni do Włoch to w końcu nie żadna kara. A w Mediolanie, kombinowałam, może się nie nazwiedzam za dużo, ale pochodzę po sklepach, może na jakieś wyprzedaże trafię. W końcu to jedna ze światowych stolic mody, nie będę się na pewno nudzić. Poza tym, przyznaję, trochę przesadzam z tą brzydotą Mediolanu. Po prostu, moim zdaniem, przy innych włoskich miastach Mediolan, ze wszystkimi swoimi zabytkami, galeriami, ze swoją La Scalą i katedrą wypada niezwykle blado. No i leży na północy Włoch. A to dużo znaczy, pod każdym względem.

Zaczęło się jednak nienajlepiej. Lotnisko Malpensa, na którym przesiadałam się wcześniej kilka razy w życiu, nigdy nie robiło na mnie dobrego wrażenia. Kolejki, chaos i bałagan przy wszystkich możliwych bramkach i przejściach, hałas, nawoływania włoskich pograniczników. Tym razem – to samo. Plus chyba 1,5 godziny oczekiwania na bagaże, z powodu przerwy, strajku ostrzegawczego, czy czegoś tam jeszcze. Niezbyt to gościnne i miłe. Podobno znacznie lepiej jest na lotnisku w Bergamo, gdzie lądują liczne tanie linie – standard obsługi jest podobny, ale nie ma całego zamieszania związanego z ruchem tranzytowym (z lotniska Malpensa odlatują samoloty m.in. do wszystkich głównych portów lotniczych Afryki i Azji).

Ale potem było już tylko lepiej. Uprzedzając fakty – Mediolan mnie przyjemnie zaskoczył. Opowieści o brzydocie miasta, których sporo wysłuchałam w innych włoskich miastach – sporo przesadzone. Choć rzeczywiście – połączenie stylów dawnej i nowoczesnej architektury Mediolańczykom nie wyszło. Są miasta, które poradziły sobie z tym dużo lepiej. Ani na jotę natomiast nieprzesadzona jest powszechna opinia o pięknych mieszkańcach Mediolanu. Są piękni, zadbani, świetnie ubrani, prawie wszyscy młodzi (to oczywiście żart, ale faktem jest, że Mediolan to najbogatsze miasto Włoch i jedno z najbogatszych miast Europy, i to zdecydowanie widać).

Z hotelu, położonego … popędziłam, od razu do La Scali. Bardzo chciałam kupić bilet na przedstawienie operowe. Być w Mediolanie i nie pójść do jednej z najsłynniejszych oper świata? Niepodobna – a jednak, nie poszłam. Oddana po gruntownej modernizacji dosłownie kilka miesięcy przed moim pobytem, jeszcze najwyraźniej nie nacieszyła lokalnych i przyjezdnych melomanów – bilety były wyprzedane na kilka miesięcy naprzód. Kasa zamknięta na głucho.
Humor poprawiłam sobie w galerii Vittorio Emanuele II. Galeria – przeszklony pasaż, łączy La Scalę z placem katedralnym. A w galerii – butiki, sklepy, kawiarnie, niektóre bardzo ekskluzywne. Po prostu – mediolański wielki świat.

Poznawanie Mediolanu rozpoczęłam więc, jak chyba większość turystów, od katedry na placu Il Duomo. Nic dziwnego, potężnego gotyckiego marmurowego gmachu (jednej z największych świątyń katolickich na świecie), leżącego w samym centrum miasta po prostu nie da się pominąć. Budowana od XIV do XIX wieku, robi wrażenie zarówno z zewnątrz (ponad 2,2 tysiąca figur) jak i wewnątrz. Monumentalna, a jednak w pewien sposób zachowująca proporcje. Podziwiam katedrę, jak chyba wszyscy, z tarasu katedralnego. Zdecydowałam się na wjazd windą (7 euro). Wejście po schodach jest tylko 2 euro tańsze, a to pewnego rodzaju szpan – przemieszczać się windą w kościele, prawda?

Mediolańska katedra robi wrażenie, ale na moją wyobraźnię znacznie mocniej zadziałała Bazylika św. Ambrożego, pierwotnie wzniesiona w IV wieku n.e., przebudowywana w wieku IX i XI – i w tym kształcie, wielkiej romańskiej świątyni zachowana do dziś. Bazylika została zbudowana w dzielnicy, w której podczas prześladowań rzymskich chowano pomordowanych chrześcijan. Jej pierwotna nazwa to Bazylika Męczenników. To pierwszy tak wspaniale zachowany, ogromny obiekt romański, który mogłam podziwiać. W dodatku – kościół wykonano z cegły (w Polsce w czasach romańskich budowano głównie z kamienia).

No i „diabelska kolumna” – pamiętająca jeszcze czasy panowania rzymskiego. W kolumnie są widoczne dwa otwory. Skąd się wzięły? Żywa do dziś legenda głosi, że pod kolumną walczył św. Ambroży (biskup Mediolanu) z diabłem. Czart chciał przebić świętego rogami – ale zamiast tego wbił się nimi w kolumnę. Przez wieki ludzie powtarzali sobie, że z kolumny wydobywa się zapach siarki, a jeśli przyłożyć ucho do otworów, słychać jęki dusz potępionych i wrzaski diabłów. Włosi, gdyby ktoś nie wiedział, są dość zabobonni.
To tylko część wrażeń z miasta, do którego jechałam z niewielkim entuzjazmem. Czy tam wrócę? Może kiedyś…


Anna Kozłowska
Kreator strony - przetestuj